reklama
reklama

Joasia wraca do sprawności. Ale walka jest żmudna i kosztowna

MAGAZYN, Wiadomości, 05.02.2022 21:10, Edyta Łepkowska

Była radosną, pełną energii kobietą. Teraz od nowa uczy się mówić i chodzić.


Joasia wraca do sprawności. Ale walka jest żmudna i kosztowna

Jeszcze na początku czerwca ubiegłego roku Joanna Bucka była roześmianą, szczęśliwą kobietą. Trzy miesiące wcześniej urodziła drugie dziecko, córeczkę Emilkę, o którą bardzo długo starała się z mężem. Jej narodziny były dla niej źródłem nieustającej radości, której – jak się zdawało – nic nie może zmącić. Wtedy jednak wydarzyło się coś, czego nikt nie mógł przewidzieć…

10 czerwca ubiegłego roku Joanna Bucka z Barwałdu Dolnego wróciła z wizyty u kuzynki i próbowała namówić męża na spacer. – Wcześniej już spacerowała z naszą trzymiesięczną wówczas córeczką Emilką, umyła okno, praktycznie cały czas była w ruchu, więc zaproponowałem jej, żeby na chwilę odpoczęła, zanim gdzieś pójdziemy. Usiadła w altance z teściową, rozmawiały, śmiały się, a ja wróciłam do swoich zajęć. Nie minęło 15 minut, gdy przybiegła do mnie w panice nasza starsza córka, czternastoletnia Wiktoria, krzycząc, że z mamą się coś dzieje – opowiada Jacek Bucki, mąż Joanny.

Gdy pobiegł do żony, Joasia powiedziała, że zrobiło jej się słabo i ma zawroty głowy. Mężczyzna od razu zadzwonił na numer alarmowy. Wkrótce przyjechała karetka pogotowia. Ratownicy uznali, iż kobieta doznała udaru, ale okazało się, że ani w wadowickim, ani w oświęcimskim szpitalu nie ma dla niej miejsca. Tymczasem Joasia słabła w oczach. Zdenerwowany Jacek nalegał, by jak najszybciej udzielić jego żonie pomocy i w końcu ekipa ambulansu wezwała Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Śmigłowiec przetransportował kobietę na oddział kliniczny Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Tam się okazało, że doszło u niej do pęknięcia tętniaka. Joannę wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną, z której potem bardzo trudno było ją wybudzić. – Lekarz bez ogródek mi powiedział, żebym był przygotowany na to, że może w takim stanie pozostać… To był dla mnie straszny cios, ale po trzech tygodniach Joasia w końcu otworzyła oczy. Ulżyło mi, gdy się okazało się, że nas rozpoznaje – wspomina jej mąż.

Jednak był to tylko początek żmudnego powrotu kobiety do stanu sprzed choroby. Joasia nie mówiła i miała niedowład lewej strony ciała. Jacek chciał jak najszybciej zabrać ją do ośrodka rehabilitacyjnego, lecz okazało się, że żaden jej nie przyjmie, dopóki będzie oddychała przez rurkę tracheotomijną. – Ale w Krakowie, gdzie lekarze nie oszczędzali moich uczuć, usłyszałem, że być może będzie ją musiała nosić do końca życia… Załamało mnie to, na szczęście jednak ten czarny scenariusz się nie ziścił – mówi Jacek Bucki.

Odkąd zdjęto jej rurkę tracheotomijną, jej rehabilitacja ruszyła pełną parą. Kobieta powoli, ale nieustannie robi postępy. Od nowa uczy się mówić. Wypowiada na razie tylko pojedyncze słowa, lecz ciągle poszerza ich zasób. – Najważniejsze, że wszystko pamięta – nasze daty urodzin, wydarzenia z naszego życia. Bez problemu też dodaje czy odejmuje liczby – podkreśla mąż Joanny. Znacznie gorzej jest z jej sprawnością fizyczną.

Z powodu niedowładu kobieta nie może chodzić ani poruszać jedną ręką. Ale potrafi już z pomocą rehabilitanta przenieść się z łóżka na fotel czy wstać. Stawianie kroków to na razie jest dla niej duże wyzwanie, jednak dzielnie się tego uczy. – Tylko prawą nogą może samodzielnie stąpać, lewą ciągnie za sobą. Walczy cały czas. Ale w ośrodku w Limanowej, gdzie przebywa już od czterech miesięcy, bardzo doskwiera jej tęsknota za nami. Gdy zabrałem ją na święta do domu, to naprawdę odżyła. Do ośrodka wróciła odmieniona, szczęśliwa, promienna, z motywacją do dalszej rehabilitacji – zapewnia Jacek Bucki.

Niestety, pobyt Joanny w prywatnym ośrodku słono kosztuje. Jacka nigdy nie byłoby na to stać, gdyby nie zbiórka zorganizowana kilka miesięcy temu przez Fundację Pomóc Więcej, dzięki której udało się pozyskać pieniądze na trzy miesiące rehabilitacji Joasi. Ale to tylko kropla w morzu potrzeb, dlatego teraz ruszyła kolejna zrzutka. Miesiąc rehabilitacji kosztuje około 14,5 tys. zł. A nie wiadomo, jak długo potrwa powrót do pełnej sprawności Joasi.

Dobrze, że nasza starsza córka zawsze potrafi podtrzymać mnie na duchu. Bez niej byłoby mi bardzo trudno – wyznaje Jacek, nie kryjąc łez. - Lekarz nie ukrywa, że Joasia nigdy nie będzie biegała jak kiedyś. Ale dla mnie ważne jest, żeby mogła w końcu wrócić do domu, rozmawiać z nami, samodzielnie przejść choć krótki dystans. Ze sprzątaniem, gotowaniem dam sobie radę, robię to już od miesięcy.

Zbiórka środków na rehabilitację Joasi trwa tutaj. Można też wesprzeć ją jednym procentem podatku (szczegóły na ulotce poniżej). Każda forma wsparcia jest bardzo ważna, żadna złotówka się nie zmarnuje.


reklama
News will be here

Zobacz także

Napisz komentarz

Redakcja mamNewsa.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy Internautów. Prosimy o kulturalną dyskusję i przestrzeganie regulaminu portalu. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane. Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu. Wszelkie problemy z funkcjonowaniem portalu, usterki, uwagi, zgłoszenia błędów prosimy kierować na: [email protected]

Musisz być zalogowany, aby dodawać komentarze.

Brak komentarzy