Sytuacja Bożeny Proch z Andrychowa jest nie do pozazdroszczenia. Choć jej syn Adam już kilkanaście lat temu osiągnął pełnoletniość, matka wciąż musi się nim opiekować tak, jak gdyby był niemowlęciem. Mężczyzna nie chodzi o własnych siłach, nie jest w stanie sam zjeść posiłku, ubrać się czy wykąpać.
Adam cierpi na porażenie mózgowe, które – jak twierdzi Bożena Proch – jest efektem przebytej tuż po narodzinach żółtaczki i opieszałości lekarzy. Mężczyzna ma też obustronny niedosłuch, ale największym problemem są jego problemy z poruszaniem się. Jako dziecko chodził samodzielnie, choć z pewnym trudem. Potem było coraz gorzej. – Teraz z moją pomocą nie przejdzie w miarę sprawnie nawet paru metrów – podkreśla pani Bożena. Jest tak odkąd mężczyzna przebył COVID-19.
Kobieta obawia się, że z czasem jego stan może się jeszcze pogorszyć, a wtedy ona nie poradzi sobie z opieką nad nim. Dopóki Adam może z jej pomocą wstać i przejść kilka kroków, pani Bożena jest w stanie sama wykonywać wszelkie czynności pielęgnacyjne, których jej syn potrzebuje. Ale gdyby musiała go również dźwigać i przenosić, byłoby to już ponad jej siły. Tego kobieta boi się najbardziej. – Wtedy Adam musiałby iść do zakładu. A tego sobie nie wyobrażam. Jako matka kocham go nad życie – zapewnia Bożena Proch.
Dlatego andrychowianka założyła zbiórkę pieniędzy na rehabilitację syna. Gdyby ktoś chciał jej pomóc w walce o sprawność Adama, może to zrobić TUTAJ.
Brak komentarzy