Od początku istnienia inspektoratu Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals w Suchej Beskidzkiej piszemy o jego interwencjach. Niektóre przypadki, z którymi zetknęli się jego wolontariusze, były naprawdę drastyczne. Przynajmniej w oczach miłośników zwierząt. Sąd ocenił je zupełnie inaczej.
W styczniu i lutym tego roku wolontariusze z suskiego inspektoratu OTOZ Animals dwa razy interweniowali w Sidzinie. Za pierwszym razem odratowali dwie suczki, które żyły w kojcu pełnym odchodów i żywione były resztkami ze stołu właścicieli. Jedna z nich miała długą sierść tak oklejoną kałem, że przed kąpielą trzeba ją było ostrzyc na krótko. Druga interwencja dotyczyła Miśka - pieska uwiązanego na łańcuchu przy nieszczelnej budzie, uciekającego w panice na widok uniesionej do góry ręki, jakby taki gest znaczył dla niego tylko jedno – bicie… Pisaliśmy o tych sytuacjach w artykułach: „Odjęło im mowę, gdy to zobaczyli” i „Z odpaloną piłą motorową rzucił się na Animalsów...”
Suscy Animalsi dostali wczoraj decyzję sądu dotyczącą tych przypadków. Postępowanie zostało umorzone, a właściciele psów mają zapłacić inspektoratowi OTOZ… 50 zł w ramach zadośćuczynienia. - Prawo w Polsce jest żartem. Dotychczas na leczenie Miśka wydaliśmy około 1500 złotych. Pociesza nas jedynie fakt, że uratowaliśmy trzy istoty. Kora i Figa są w nowych domach, Misiek w domu tymczasowym, gdzie nareszcie ma pełną miskę dobrej karmy, cały ogród do biegania, spacery i leczenie. Nie musi już gryźć łańcucha i ścierać sobie na nim zębów. Nie poddajemy się, dalej działamy. Każda uratowana istota ma znaczenie! – podkreślają wolontariuszki z inspektoratu OTOZ Animals w Suchej Beskidzkiej.
Foto: OTOZ Animals Inspektorat Sucha Beskidzka
69, 26.06.2024 19:25
Podać do opinii publicznej dane tych „sędziów”…